Fragment Ewangelii o uciszeniu burzy „chodzi za mną” już od listopada albo grudnia, kiedy to, z jednej strony, Tata Bóg zaczął mówić do nas coraz więcej i coraz głębiej o odpoczynku serca w Nim, a z drugiej strony, zaczęły się pojawiać w naszym życiu i w życiu osób nam bliskim przeróżne burze. Wygląda na to, że tendencja burzowe się utrzymują, to samo jednak dotyczy tego, co Bóg mówi o odpocznieniu.
Dawniej, kiedy myślałam o zastosowaniu tego fragmentu w moim własnym życiu, skupiałam się głównie na postawie uczniów, myślałam o tym, co mogłabym zrobić inaczej niż oni, jak wziąć sobie do serca słowa, które skierował do nich Jezus.
W tym ostatnim czasie jednak uderzyło mnie, że przecież jeśli pragniemy wzrastać w Bożym synostwie, powinniśmy przede wszystkim naśladować Jezusa w Jego Synostwie.
To, co widzę w tym fragmencie, to obraz Syna, który miał takie poczucie pewności, pokoju, bezpieczeństwa i nadziemskiej perspektywy, które zawdzięczał głębokiej i mocnej relacji z Ojcem, że był w stanie spać pośrodku burzy, zanim ona jeszcze minęła. Jaką lekcję Duch Święty podpowiedział mi na podstawie tej obserwacji?
To, co odczułam w swoim Duchu to przekonanie, że jeśli w Ojcu będę miała taki poziom pokoju, że będę mogła spać spokojnie w samym środku burzy, wówczas będę miała też autorytet, żeby tę burzę uciszyć.
Zwykle modlimy się z pasją o to, żeby burze naszego życia przeminęły – w dużej mierze po to, żeby móc znowu spać spokojnie.
Nie mówię tu oczywiście, żeby nie modlić się o przeminięcie burzy. Słowo Boże mówi, żeby zawsze się modlić i wszystkie sprawy powierzać Bogu. Uderzyło mnie jednak, że głównym priorytetem w naszym życiu modlitwy powinno być – tak jak to było w przypadku Jezusa – być tak blisko osoby Ojca, żeby doświadczać tego samego, niezależnego od okoliczności i niemożliwego po ludzku – pokoju. Nie tylko po to, żeby samemu doświadczyć ukojenia serca, ale również po to, by mieć autorytet przemawiać skutecznie przeciwko panującej wokół zawierusze.
Pokój jest bronią. Nie ten sztuczny, krótkotrwały pokój, który pochodzi z zagłuszenia lęku i bólu hałasem mass-mediów i nieustannej aktywności. Nie ten pomocny, ale kruchy pokój, który może przynieść chwilową ulgę za sprawą zdrowych nawyków i technik relaksacyjnych. Ale pokój, który pochodzi z życia tam, gdzie słyszymy bicie serca Ojca i zaczynamy, choć w małej cząstce, widzieć rzeczywistość Jego oczami. Tylko ten rodzaj pokoju niesie ze sobą moc i autorytet w obliczu burzy.