Kiedy prowadzimy służbę, ludzie często chcą usłyszeć jaki jest nasz „sposób” na poznanie Boga, na pobożność, na duchowy wzrost. Jako ludzie jesteśmy tak jakoś skonstruowani, że czujemy się wygodnie kiedy mamy przedstawiony w punktach plan, podane współrzędne, wyznaczony azymut.
Ja też taka jestem! Lubię szukać sposobów na to, żeby usunąć uparty osad z kranu, zadbać o storczyka tak, żeby kwitł czy przechowywać sałatę, tak żeby długo zachowała świeżość. Bóg stworzył świat według określonego porządku i działa on według pewnych, wyznaczonych przez Stwórcę praw.
Odkryłam jednak, że jeśli chodzi o poznanie Boga, pobożność i wzrost duchowy, działa tak naprawdę tylko jedno prawo: przyjście do Niego w duchu, przez Jezusa Chrystysa – i to w prawdzie serca. Na tym właśnie polega życie wieczne – żebyśmy znali, poprzez osobiste spotkanie, Jego, jedynego prawdziwego Boga i Tego, którego On posłał, Jezusa Chrystusa (J 17:3).
Ojciec nie szuka ludzi, którzy najwięcej czasu spędzają na modlitwie (jakkolwiek by ją pojmowali). Nie szuka tych, którzy najwięcej czasu spędzą czytając Słowo Boże. Nie szuka tych, którzy najwięcej czasu spędzają na spotkaniach kościoła. Nie szuka nawet tych, którzy najwięcej usługują ubogim i potrzebującym! 1 Kor 13 mówi przecież, że choćbyśmy całe mienie rozdali ubogim, a ciało wystawili na spalenie, a nie mieli miłości – to nic nie zyskujemy.
Ojciec szuka tych, którzy naprawdę go czczą. Uwielbiają. Którzy kiedykolwiek o Nim myślą, rozdziawiają buzie z zachwytu i zadziwienia i są tak pełni podziwu, że serce w nich drży z rozkoszą tak ogromną, że aż budzi bojaźń. Którzy czczą go w duchu, a nie – tylko w czynie, a nie – tylko w emocjach, a nie – tylko w intelektualnym rozważaniu. Których serce jest głęboko poruszone na myśl o Nim, wrażliwe na Jego obecność, które przejmuje Jego własne pragnienia, zamysły i spojrzenie – z serca do serca.
Z takiego serca wypływa – czas spędzony z Nim i tylko z Nim. Z takiego serca wypływa spijanie Słów z Jego ust. Z takie serca płynie wspólnota z braćmi. Z takiego serca wypływa wyrażana czynami miłość do innych.
Tak wiele czasu poświęcamy zastanawianiu się nad tym, czy robimy to, co należy w dziedzinie pobożoności i życia z Bogiem. Jeśli stwierdzamy, że czegoś robimy za dużo, za mało, albo w niewłaściwy sposób – korygujemy to, dyscyplinujemy się – żeby znaleźć jakość więcej czasu, żeby przeczytać więcej rozdziałów, żeby zaangażować się w jeszcze jeden program czy służbę…
W tym samym czasie często zakrywamy niewidzialną ręką usta naszego serca, które mówi, na przykład: „Nie mam już siły”, „Czuję się w tym taki samotny”, „To mnie przerasta”, „Nikt mnie nie rozumie”.
Radość w Panu jest Twoją siłą! Nasz Ojciec nas nigdy nie porzuca i nie opuszcza! W naszej słabości jest Jego moc! On nas rozumie lepiej niż my sami!
Ojciec szuka tych, dla których te słowa będą prawdą ich ducha i którzy przeżywając je, będą w sercu rozkoszować się Nim naprawdę!!! Prawdy serca nie znajdujemy przez staranie, dyscyplinę czy zastosowanie algorytmu. Prawdę serca znajdujemy szukając spotkania duch do Ducha z Nim, wylewając przed Nim serce, lgnąc do Niego jak bezbronne dziecko, licząc na Niego bardziej niż na własne wysiłki. To wymaga pokory, prostoty dziecka, ubóstwa w duchu – czyli uznania, że potrzebujemy pomocy kogoś silniejszego niż my sami czy jakikolwiek inny człowiek.
Nie oznacza to niskiego samopoczucia, ani „uznania swojej nędzy”. Dzieci wiedzą, że nie przeżyją w tym świecie bez swoich rodziców. Słabość i zależność nie jest dla nich upokorzeniem, ani problemem do rozwiązania. Jednocześnie – jeśli wyrastają w zdrowym środowisku rodzinnym, otoczeni miłością rodziców – te same świadome słabości i zależności dzieci mają tożsamość księżniczek i superbohaterów, nie boją się podejmować ryzyka, wiedzą, że są ważni, kochani i utalentowani, z pasją szukają nowych wyzwań i realizują je.
Nie chodzi o to, żeby być bezczynnymi. Nikt nie oderwie nas od kanapy na siłę, nikt za nas nie napisze, nie pojedzie, nie odezwie się… Życie z Bogiem, nie odbywa się bez zaangażowania naszej woli, ale tylko wtedy, kiedy nie opiera się na naszej sile woli, zaczyna przenosić się ze sfery zewnętrznego pozoru do sfery ducha i prawdy.
Gdzie w tym sezonie kieruje się w pierwszej kolejności Twoje staranie? Czy pragniesz najbardziej, by poznanie Ojca przez Jezusa zmieniło Twoje serce, żeby być realnie prowadzonym przez Niego, czy też większość czasu Twoje myśli pochłania to, żeby ktoś Ci wreszcie powiedział, co i kiedy masz robić?
Być może teraz jest najlepszy moment, żeby ciężar naszych wysiłków przesunął się w inny punkt… Tyle rzeczy jest poza naszą kontrolą, tak wiele rzeczy nie rozumiemy, przyszłość jest tak trudna do przewidzenia… To świetny czas, żeby zamiast coraz bardziej desperacko, w coraz większym stresie szukać Sposobu – przyznać się do bezsilności i wylać przed Nim serce, zaufać Bogu bez podpowiadania Mu niczego – interpretacji, pożądanych rozwiązań, kolejności działania… By właśnie teraz zacząć prawdziwe Boże życie – które zaczyna się od przemiany serca i wypływa na zewnątrz jak strumienie… Życie pełne prawdziwego zachwytu i oddania Ojcu w radości, pokoju, zaufaniu… w duchu i w prawdzie.