Przeczytałam dziś cytat, który przykuł moją uwagę. Mówił on o tym, że często wolimy, aby ktoś nas po prostu nakarmił, niż żeby był dla nas Ojcem.
Może w tym być trochę prawdy, nie sądzicie?
Bóg obiecuje, że będzie dla nas Ojcem – doskonałym, najlepszym, rozumiejącym nas lepiej niż my sami, sprawiedliwym, radosnym, współczującym i współodczuwającym. Kochającym nas bez względu na nasz stan czy sytuację w jakiej się znaleźliśmy, walczącym o to, żeby nas uratować, jeśli tylko zechcemy. Delikatnym, w stosunku do naszych serca, a jednocześnie mocnym w walce o nas przeciwko naszym niewidzialnym nieprzyjaciołom. Wszechmogącym. Takim Ojcem, o którym serce każdego z nas marzy, tylko nieskończoność razy wspanialszym. Tym, który jeden może nam zapewnić niczym nie zagrożony pokój, radość, poczucie wartości, celu, tożsamości.
Czego tu nie pragnąć?
Dlaczego więc tak wielu z nas nie doświadcza Boga w tej roli w swoim życiu? Niektórzy z nas zostali tak zranieni przez naszych ojców, inne osoby w autorytecie, kościół, że nie spodziewamy się po Bogu niczego dobrego.
Kiedy indziej zdarza się, że mamy nadzieję, że Bóg może być dobry, ale oczekujemy, że nas nakarmi, ale nie, że będzie nam Ojcem. Traktujemy Boga jako przypuszczalnie dobrą istotę zamieszkujące niedostępne obszary, która w naszym myśleniu stanowi duchową wersję skrzyżowania sklepu on-line z googlem.
Składamy zamówienie, mamy nadzieję na jego realizację. Szczególnie jeśli zamówimy wyjątkowo ładnym językiem i bardzo grzecznie poprosimy. Zadajemy pytanie, spodziewamy się jasnej i prostej odpowiedzi. Dlaczego, kto, kiedy, gdzie.
Tymczasem Bóg mówi, że będzie nam Ojcem. Doskonałym. Doskonały Ojciec nie może być Ojcem nieobecnym, odległym emocjonalnie, pasywnym. Doskonały Ojciec nie łoży na utrzymanie dziecka, które tak naprawdę go nie zna. Z doskonałym Ojcem mamy relację. Poznajemy Go. Przechodzimy przez fazy i etapy zażyłości. Traktujemy Go najpierw jako oczywistość. Tulimy bez przerwy i jeździmy na barana. Słuchamy Go zawsze, bo jest naszym Super-bohaterem.
Później zaczynamy mieć swoje zdanie. Rozmawiamy. Sprzeczamy się. Irytujemy. Zderzamy się z rzeczywistością i widzimy, co chciał nam powiedzieć. Przyznajemy Mu rację. Wzrastamy we wzajemnym zaufaniu. Poznajemy się. Uczymy się tego jak bardzo możemy polegać na Jego mądrości. Jak bardzo Jego autorytet nie jest podobny do żadnego ziemskiego. Zaczynamy odpoczywać w tym autorytecie. Zżywamy się coraz bardziej. Kochamy z nim spędzać czas. Mamy swoje ulubione miejsca i pory dnia. Znamy Jego głos. Ufamy Jego słowom i Jego milczeniu.
Bój obiecuje być naszym Ojcem. Czy jednak chcesz mieć Ojca? Czy jesteś gotowy budować relację, wejść w ten proces, wyruszyć w tę podróż? Czy też szukałeś tylko kogoś, kto Cię nakarmi?
Jeśli chesz mieć Ojca, błogosławię proces, przez który przechodzisz, aby ta relacje wzrastała w niezwykły sposób. Jeśli nie chcesz, błogosławię proces, przez który przechodzisz, aby Duch Święty rozlał w Twoim sercu i miłość i głód i nadzieję… na więcej niż pokarm. Na nasycenie.