To nie jest tak, że musimy się zmienić, żeby wejść w obecność Ojca. Przez zbawienie w Jezusie mamy wolny dostęp do tronu łaski, i tam, przebywając z Nim, widząc Jego miłość do nas i Jego piękno, doświadczamy uleczenia i trwałej przemiany serca. My możemy wyleczyć nasze postępowanie chwilowo, objawowo, On jednak uzdrawia sam korzeń naszego bólu, naszego zagubienia, grzechu, samotności, rozpaczy.
Nie możemy zmienić naszego serca własnym wysiłkiem, tak jak nie możemy nabyć letniej opalenizny siedząc w domu i przemawiając do swojej skóry. Żadna ilość perswazji jej nie zabrązowi. Opaleniznę nabywamy wyłącznie wtedy, kiedy promienie słoneczne całują naszą skórę. Tak, trzeba wyjść na dwór. Tak, trzeba się wystawić na słońce. Ale to słońce zmienia rzeczywistość.
Tak, nasza dusza musi wyciągać się ku Bogu jak liście obracają się ku promieniom słońca. Tak, mamy moc zamknąć nasze serce, zablokować Boży blask chmurami naszych myśli. Jest miejsce na to, żebyśmy coś zrobili. Ale w porównaniu z syzyfową pracą prób zmieniania swego serca, to jarzmo jest słodkie i brzemię lekkie.
Przemiana naszego serca nigdy nie dzieje się bez naszego udziału – ale nigdy nie dzieje się naszą siłą. Potrzebujemy w naszej słabości wejść w Jego obecność. Tak otrzymujemy nowe serce.