Dziś uderzyło mnie w tym fragmencie to, że to nie Bóg uspokoił duszę psalmisty. To on sam ją uspokoił.
Bez Boga uspokojenie naszej duszy byłoby niemożliwe. On jest źródłem i fundamentem pokoju. Wiecznym gwarantem najwyższego dobra w tym niestałym, niepewnym i niedoskonałym świecie. Najwyraźniej jednak, pomimo dostępności, pokój nie zagości w naszym sercu, dopóki sami nie wprowadzimy naszej duszy do miejsca pokoju. Jest w tym procesie coś, co należy do nas. Tak samo jak kiedy ktoś dla nas gotuje – i tak od nas zależy, czy zjemy to, co ta osoba przygotowała.
Jak możemy skonsumować pokój? Psalmista mówi, że postawą przeciwną do uspokojenia duszy jest wyniosłość serca i gonienie za zbyt wielkimi rzeczami. Wcześniej dziś czytałam też w Ewangelii Jana o tym, jak Jezus mówił o szukaniu swojej woli, zamiast Bożej i zabieganiu o ludzkie uznanie, zamiast Bożego.
Od lat jestem w procesie „obierania” mojego sposobu myślenia z presji robienia niekoniecznych rzeczy, które wydaje się, że muszę, albo że powinnam. Nie jest to łatwe zadanie. Za każdym razem kiedy zdejmę jedną warstwę presji, po jakimś czasie okazuje się, że następna warstwa to też tylko kolejna iluzja życiowej konieczności.
To, co wydawało mi się – i bardzo często dalej wydaje mi się konieczne – okazuje się wytworem społecznych oczekiwań, ludzkich roszczeń, mojego własnego wyobrażenia o tych roszczeniach, przyzwyczajeń, siły bezwładu, kaprysów ciała…
Duch Święty od lat nieustannie zaskakuje mnie tym, jak niewiele tak naprawdę trzeba, jeśli tylko uwierzyć naszemu Bogu. Potrzeba czasu poświęconemu Jemu w ciszy. Zaufania. Uznania swoich potrzeb. Inwestycji w przestrzeń do odzyskania sił, nabrania Jego wizji, złapania Jego rytmu. Potrzeba karmić się Jego obecnością, cieszyć się Nim i tym, jak On cieszy się mną. Słuchać Jego serca i zarażać się Jego perspektywą. Potrzeba Jego.
A On działa. To takie niezwykłe kiedy zamiast gonić za niebotycznymi celami, doświadczamy tego, jak On zaczyna działać w nas. Jak nasze słowa, nasze ręce, nasze decyzje zaczynają zmieniać rzeczywistość wokół nas bardziej niż my sami moglibyśmy dokonać. Bo nie z nas płynie ta moc.
To niezwykłe odzyskać Boże marzenia, odzyskać radość z małych rzeczy, odzyskać ufność, wdzięczność, cierpliwość, umiejętność dostrzegania piękna. Zacząć wreszcie czerpać z Jego życia, nie tylko od konferencji do konferencji, ale z minuty na minutę.
Tak, to Jezus jest naszym Księciem Pokoju, to w naszym Ojcu odnajdujemy pewność serca dostępną dla synów, to Duch Święty rozlewa Jego miłość w naszych sercach. Ale jeśli nie spożyjemy tego, co On dla nas przygotował, pozostaniemy głodni. Zasiądźmy do stołu. Skosztujmy nieśpiesznego czasu przed Nim. Ciszy. Czekania. Przebywania. Obierania życia z fałszywych przymusów i niszczących ambicji. Nabierania Jego sił, Jego marzeń, Jego życia w nas. Uspokójmy przed Nim nasze serca.