Na pewno już kiedyś zamieszczałam ten fragment Słowa Bożego. Na pewno nie jeden raz. Ale im czasy robią się ciekawsze, tym bardziej dociera do mnie naga prawda, że nie ma dla mnie życia ani teraz ani kiedykolwiek, bez poznania Jego, jedynego prawdziwego Boga, naszego Ojca i Tego, którego On posłał, naszego Zbawiciela, jedynej Drogi do Ojca, pierworodnego Syna, wzoru naszego synostwa.
Dlatego wracam do tego codziennie. Że ponad wszystko pragnę osobiście, doświadczalnie, głęboko w sercu, w duchu, w człowieku wewnętrznym poznać Jego – i wiedzieć z coraz większą pewnością, że godzien jest zaufania. To jedyne pewne źródło pokoju i obfitowania dla mnie. I dla każdego z nas.
Nie taki czy inny układ polityczny. Nie takie czy inne prawodawstwo. Nie kwarantanna narodowa, ani ogłoszenie końca pandemii. Żaden człowiek. Żadna praca. Żadna relacja. Żadne ustawienie się w życiu. Żadna informacji, żadna metoda.
Tylko poznanie Jego, oglądanie Go oczami serca, które otworzyły się nam dzięki ofierze Jezusa, bez zasłony, która została przecież zdarta przez krzyż.
A przez to poznanie, przez tę relację, budowaną nie w czasie pojedynczej spektakularnej modlitwy na wielkiej konferencji, ale – jak to relacja – w czasie i codzienności – przez tę relację, odpocząć w pokoju tego, że wiem, komu zaufałam.
Wiem, komu zaufałam. W tym jest życie.