Co o Szkole Synostwa mówią uczestnicy?

>>> Dawid:

O tej Szkole dowiedziałem się na portalu Konferencje Chrześcijańskie. Pojawiła się tam Magda, która pokazała prostą, ale wymowną kartę, na której była linia czasu. Po jednej stronie tej linii było bycie sierotą, a po drugiej bycie synem. Wtedy podjąłem decyzję, że chcę się zapisać na tę Szkołę po to, aby przesunąć się na tej linii w kierunku bycia synem. Wiedziałem, że jeśli czegoś w tym temacie nie zrobię, to powtórzę taki sam rok, jak poprzedni, który już wiedziałem jak smakuje. Takie było moje oczekiwanie i mogę powiedzieć, że się przesunąłem w tym procesie. Nie wiem ile, ale wiem, że to się stało.

Jedną z ważnych rzeczy dla mnie, jako osoby nastawionej na działanie, było zrozumienie, że zmiana naszego serca dzieje się zawsze z naszym udziałem, ale nigdy z naszej siły. Dla Jezusa bycie w relacji z Ojcem było ważniejsze niż rzeczy, które były wynikiem tej relacji. My jako Kościół skupiamy się często przede wszystkim na działaniach. Chrystus to miał, ale to wypływało z relacji z Ojcem.

Choć rozumiałem to wcześniej intelektualnie, jest to coś, co naprawdę w ciągu tego roku do mnie dotarło. Jako osoba w służbie widzę ile w ludziach, również wierzących, jest lęku. To wpływa na relacje w małżeństwach, rodzinach, społecznościach. Kiedy zbliżamy się do Ojca strach znika, albo traci swoją moc. Kiedy zaczynamy rozumieć plan Ojca - to jak miłość przekłada się na wiele sfer życia, nie musimy sobie rekompensować jej braku innymi rzeczami - statusem, sukcesami, finansami.

Nie wiem konkretnie jak daleko się przesunąłem w podróży w kierunku synostwa podczas tej Szkoły - ale wiem, że jest to podróż, którą bardzo chcę dalej kontynuować. Jestem wdzięczny, że otrzymałem narzędzia i zachętę, aby wypchnąć ten wagonik w drogę i mam pragnienie, aby utrzymał on prędkość.

>>> Magda:

Dziękuję bardzo za czas uczestnictwa w Szkole Synostwa. To był dla mnie niesamowity czas i jestem wdzięczna za wszystkie tematy i modlitwy po drodze. Jak patrzę wstecz, to pierwszy rok przyniósł wielki przełom w moim sercu. Odkryłam siebie autentyczną, chciałam być sobą, nie udawać, ale też nie bać się zranień i umieć dawać i przyjmować Miłość.

Drugi rok to kontynuacja, jakby wszystko działo się bardziej powoli, w procesie, który trwa do teraz i będzie dalej. Ciągle się uczę, że mogę w każdej chwili przyjść do Taty, usiąść u Jego stóp, wylać moje serce. Dziękuję za wszelkie inspiracje i cokolwiek będzie, to będę wracać do Taty i chcę z Nim budować relację!

>>> Emilia:

Gdyby kiedyś przyszło mi kogoś zachęcić do uczestnictwa w Szkole, to powiedziałabym, że zdecydowanie warto, ale nie będzie lekko. Zmiana serca z sierocego na synowskie czasem bywa bolesna, i od nas zależy czy mimo bolesnych wspomnień, nawrotów i łez pozwolimy żeby Tato przeprowadzał nas przez ten proces.

Czas na szkole to nie tylko powiększenie tej duchowej rodziny i zawieranie nowych przyjaźni, ale przede wszystkim pogłębianie relacji z Tatą, wchodzenie w nowy wymiar przyjaźni z Nim.

Bardzo cenne jest też to, ze dostajemy materiały i mamy dostęp do wszystkich wykładów w każdej chwili, a to bardzo może pomóc w kontynuacji procesu uzdrawiania i zakorzeniania się w tożsamości syna/córki.

Myślę, że ten czas na szkole i to, że Tato jest w centrum, może byc i jest pięknym punktem zwrotnym w życiu chrześcijańskim.
Poza tym prowadzący zawsze perfekcyjnie przygotowani, z otwartymi sercami, gotowi aby towarzyszyć w tej trudnej i pięknej podróży.

>>> Ania:

Pragmatyzm waszego nauczania jest dla mnie najcenniejszy. Potraficie znaną mi teorię wdrożyć w życie poprzez praktyczne narzędzia. Mega.

>>> Monika:

Na Szkołę Synostwa przyszłam z ogromną nadzieją. Nawet nie wiedziałam, czego potrzebowałam, wiedziałam tylko, że bardzo potrzebuję miłości, a wszystko, co się na tej Szkole odbywało, przebiegało w niezwykłej atmosferze miłości i akceptacji, która stanowiła cudowne miejsce do rozwoju.

Wiem, że nie każda osoba byłaby w stanie przeżyć te rzeczy, których doświadczyłam w swoim życiu - i czas Szkoły Synostwa jest dla mnie czasem zdrowienia mojego serca. Jestem leczona z poczucia winy i wstydu, w które byłam wpychana całe życie, z poczucia beznadziei i poczucia, że się do niczego nie nadaję. Jestem uzdrawiana z poczucia lęku o moje cóki, uzdrawiana jest nasza komunikacja między sobą. Bóg to wszystko odbudowywuje.

Uczę się tego, że najważniejsze rzeczy dzieją sie w ukryciu - tak jak korzeń nie jest widoczny, kiedy z ziemi wyrasta drzewo. A jednak bez korzenia drzewo nie ma szansy na przeżycie.

Trudne sytuacje w życiu sprawiły, że odsunęłam się sercem od Boga, bo obwiniałam Go o to, co się stało. Teraz przechodzę proces powrotu do domu.

>>> Ewa:

"Ewa, bez Boga sobie nie poradzisz!". Te słowa przyprowadziły mnie do tej Szkoły, bo byłam w miejscu, źe wiedziałam, że bez Boga sobie kompletnie nie poradzę, a nie potrafiłam przejść bariery, żeby móc znać Boga jako Ojca.

Ojciec, to było dla mnie coś złego, coś co biło, coś co krzyczało i z czym ciągle były problemy. Kiedy ktoś mi mówił, że Bóg jest Ojcem, który kocha, to patrzyłam na niego, jak na zjawę z kosmosu.

Ta Szkoła pokazała mi Boga jako Ojca w taki sposób, że z moich usta zaczęły wychodzić słowa: "Kochany Tatusiu". Wydarzyło się przebaczenie. Skończyły się bitwy w myślach z różnymi osobami w moim życiu.

>>> Paulina:

Tak się składa, że w tym roku byłam liderem uwielbienia na mojej młodzieżówce i tam też jakoś dużo mówiłam do Boga "Tato, Tatusiu". Wielu ludzi mówiło, że to jest takie wow, takie otwierające, przepiękne i pobudza ich ducha. Że przez to oni też mogą doświadczać miłości Boga - i to się zaczęło rozlewać jakby na cały kościół.

Ostatnio kolega napisał, że bardzo porusza go moja relacja z Bogiem i bardzo jest ciekawy jak zbudowałam z Nim tak piękną przyjaźń. Powiedziałam mu, że to się zaczęło mniej więcej od tego, że przyszłam na Szkołę Synostwa i tam ta historia się zaczęła.

We mnie jest naprawdę wielki owoc - ta miłość, doświadczenie Jego miłości - i to się przelewa też na innych!

>>> Wojtek:

Kwintesencję tego, co przeżyłem na Szkole chciałbym wytłumaczyć na pewnym przykładzie.

Jakiś czas temu musiałem wytłumaczyć mojemu synowi (6 lat) jakie mam wobec niego oczekiwania i wydawało mi się, że tłumaczę jasno, ale chłopak zupełnie nie widział o co mi chodzi. Miałem wobec niego wymagania i on naprawdę chciał je spełnić, i starał się, ale nie wiedział o co mi chodzi. W końcu wziąłem go na kolana i wszystko sobie wtedy, w bliskości, wyjaśniliśmy.

Mówię o tym dlatego, że w życiu duchowym możemy się znaleźć w podobnej sytuacji. Chcemy żyć dla Boga, staramy się, próbujemy, ale nie wiemy, o co Mu chodzi. Wtedy potrzebujemy czasu, kiedy Tata bierze nas na kolana i dopiero po tym, możemy wyprostować nasze ścieżki.

To, co się stało w tym roku można podsumować następującą sentencją - od wykańczającej aktywności do zaspokajającej obecności.

>>> Ela:

Dwa lata temu do mojego życia przyszło tornado i ta Szkoła uratowała mnie przed tym, aby w moim sercu zrodziła się z tego powodu uraza do Boga. Uratowała mnie i trzymała mnie w prawdzie na temat tego, kim jest Bóg.

Potem odkrywała aspekt Boga, którego nie znałam. Znałamm Jezusa, ale nie znałam Ojca z matczynym sercem. Ojca, który przychodzi i pociesza w najtrudniejszych miejscach, których nie pokażę nikomu innemu.

Przeszłam też proces jeśli chodzi o moje serce Ojca - serce matki, wobec mojej własnej córki. Potrzebowałam "odkopać" siebie jako rodzica.

Copyright © 2017-2024 mosb.pl | Projekt i Realizacja.
linkedin facebook pinterest youtube rss twitter instagram facebook-blank rss-blank linkedin-blank pinterest youtube twitter instagram